piątek, 29 stycznia 2010

Jak zmienić Pragę. Zacznijmy od Wileńskiej

piątek, 29 stycznia 2010 0
Kiedy w '98 mieszkałam na Grochowie (lub Pradze Południe, jak kto woli), bałam się wsiadać w tramwaj 26, bo przejeżdżał obok Ząbkowskiej i Wileńskiego. Ciemno, straszno, ostra dilerka. A dziś? Centrum handlowe, Ząbkowska kwitnie, już nawet na Brzeskiej sporo się ruszyło. Dzielnica knajpiana i kulturalna pełną gębą. Na imprezę? Na 11 Listopada. Do galerii? Na Inżynierską albo Brzeską. Do teatru, na koncert? Na Otwocką, Markowską, 11 Listopada, Ząbkowską. Jeśli do knajpy, to wiadomo, że najpierw na róg Wileńskiej i Zaokopowej ;) 
No właśnie - Wileńska. Ulica ważna niezmiernie. Z monumentalnymi wręcz budynkami PKP, z maleńkimi sklepikami pamiętającymi jakieś zamierzehłe czasy, z Green Establishment, które zaczęło praską ofensywę modową. Piękna i trochę podupadła jak większość ulic za Czterema Śpiącymi. Pieniędzy na modernizację praskich ulic jest mało, ale pomysłów dużo. Post piszę w związku z tekstem w szanownej GW



Zachęcam do lektury. Dziś na Wileńskiej będę oczywiście.

wtorek, 19 stycznia 2010

Epizod optyczny

wtorek, 19 stycznia 2010 1
Nie mogę sobie darować, żeby o tym nie napisać. Rzecz dotyczy wspomnianego już w poprzednim poście zakładu optycznego. Otóż chyba nie tyle pracują tam nieuprzejmi sprzedawcy, ile kosmici. Jak nic. Wspomniałam już, że pani na każde nasze pytanie odpowiadała: "Nie masz szans" (czemu towarzyszył lekceważący przydech), że pan rozmawiał ze mną, nie podnosząc wzroku zza jakichś worków na zapleczu. Ale teraz hit tygodnia. A więc moja koleżanka udała się tam wcześniej w celu wyboru oprawek. Jest filigranową blondynką o wąskiej buzi, a pan (ten od worków) zaproponował jej ciemne oprawki. Na co P. odpowiedziała: "Zawsze myślałam, że jednak bardziej pasują do mnie jasne oprawki". Na co pan: "W jasnych oprawkach wyglądałaby pani jak stara, pokurczona babcia. Przygięta, z siatami, na mrozie, zimą. Biedna, pomarszczona. Z tłustymi włosami, bo jej wodę odcięli". To tylko część wypowiedzi, P. nie zapamiętała reszty. No, ale kto by zapamiętał, zamarłszy w stuporze lub umarłszy ze śmiechu.
Zakład optyczny na Ząbkowskiej dopisuję do listy miejsc absurdalnych. A takie odwiedzam jednak chętnie. Idę w czwartek, może dowiem się, jak wyglądam w jasnych oprawkach (przezroczystych!).
I jeszcze jedno: "- Jak wyglądam w tych oprawkach? (przymierzam fioletowe okrągłe)". Cisza, przydech, westchnięcie. "Te okulary... uwydatniają wszystkie wady pani twarzy".
Ja uważam, że cudo ;)
Zdjęcie A. w jasnych oprawkach we wspomnianym zakładzie z foksem na szyi, ale i to nie pomogło. A., wyglądasz jak..., ty wiesz jak :)

niedziela, 17 stycznia 2010

Autoinicjatywa i praska Alaska

niedziela, 17 stycznia 2010 0
Lojalnie uprzedzam. Zdjęcia w tym poście były robione w skrajnie złych warunkach, ukradkiem z samochodu, przy -20, nocą. Stąd ich beznadziejna jakość, ale coś tam widać.

Pogoda wiadoma: opady największe w ostatniej dziesięciolatce, wszędzie jakieś sople, jakieś zaspy, dominuje krok pingwina. Nawet jednemu z Czterech Śpiących zwisa sopel z hełmu.
Wybrałyśmy się z nieocenioną A., z którą od nowego roku pracuję i jak to zostało określone: razem "wpadamy w rezonans", na Pragę w celu zakupu okularów. Na Ząbkowską (swoją drogą nie polecam, pani sprzedająca na każde niemal pytanie odpowiada: "Nie ma szans". Nie ma w związku z tym szans, żebym coś u nich jeszcze kupiła). Miejsca parkingowego nie było, więc rechocząc, objechałyśmy Targową, Brzeską, znowu Targową, Ząbkowską. W końcu się udało. Jakaś była nasza radość na widok tego:


Ośnieżona góra po lewej to zakopany samochód. Jak to na Praszce bywa, stworzyła się w związku z sytuacją tego biedaka i kilku innych w podobnym stanie inicjatywa społeczna. Kilku panów chodziło od samochodu do samochodu, pomagając zrozpaczonym właścicielom je odkopywać. "Pani, tego to chyba trzeba będzie rozbujać". Nie wiem, jak ten samochód przeżył naprawdę, ale chyba się udało.
Mam jeszcze zdjęcie tyłu i początku akcji odmrażania i odśnieżania:




I nagle A. krzyczy: "Patrz, patrz! Rozwożą towary tylko zimą" :)


To co ty w ogóle jesz?

300 metrów prosto i w lewo. To instrukcja, która wisi na kartce przy Dworcu Stadion. Minęłam więc sto stoisk ze skarpetkami, legginsami, rajstopami po 5 zł, w promocji 3 pary po 10 zł i jeszcze dresy, i futra po 300 zł. Jakiś pan uporczywie mówi mi "Dzień dobry", a że krążę tam i z powrotem słyszę to ze cztery razy.
Wszystkie języki świata. Afryka i Azja. Kawałek ginącego świata, bo już za chwilę będzie tutaj Stadion Narodowy.
No i trafiłam do raju. Niewiele rzeczy jest u mnie w stanie wzbudzić takie emocje jak nieznane produkty spożywcze. :) No więc 300 metrów prosto, za zakrętem mieści się raj spożywczy. Niewielki wietnamski sklepik, w którym jedną ze sprzedawczyń jest Wietnamka świetnie mówiąca po polsku. Mam oczywiście sto pytań do: "A co to jest? A to? A tamto?". Ryż jaśminowy w 5-kilogramowych opakowaniach": 28 zł, pół kilo kiełków sojowych: 3 zł. Pełno puszek z nic mi niemówiącymi nazwami. Na ladzie wielki owoc chlebowca, obok galangal, świeżutkie pok choi, świetne tofu na wagę. Oszalałam na punkcie tego miejsca i polecam. Będę tutaj na pewno co tydzień.Tylko muszę posprawdzać, co można przyrządzić z tych wszystkich wspaniałości.
Trafiłam tutaj dzięki P., pół-Indonezyjce, która przyniosła mi słoiczek genialnego sosu z orzeszków ziemnych i poleciła zaopatrzyć się w tym sklepiku z fasolkę wężową. Na co ja odparłam, że miejsca nie znam. No i padło pytanie" "To co ty w ogóle jesz?". I rzeczywiście, zaczynam nową erę żywieniową pod znakiem sklepiku wietnamskiego przy Stadionie. Niechaj żyje nam.
Zdjęcie z lata zeszłego roku z Buddą wyglądającym zza bramy wietnamskiego centrum przy Zamoyskiego, to zaraz obok.

czwartek, 7 stycznia 2010

Jak zimą dojechać na Pragę

czwartek, 7 stycznia 2010 0
Mi się zdarzyło akurat z Mokotowa, więc już objaśniam. Udaję się na przystanek autobusu jadącego bezpośrednio na prawą stronę przez most Świętokrzyski. Pada śnieg, dużo śniegu. Na ulicahc już chlapa. Czekam 30 minut, nie jest to rekord, gdyż pani obok mnie czeka 45. W końcu nadjeżdża. Wsiadam razem z setką innych osób. Ledwo. Tłuczemy się tak razem, pozostając w niezwykłej bliskości, przez 15 minut aż do przystanku PKP Powiśle. I mamy niespodziankę. Drzwi dopychane przez stu pasażerów psują się. Autobus nie jedzie. Jeśli ktoś udaje się w okolice Dworca Wschodniego, może złapać tutaj jakiś pociąg. Niestety, nie kursują punktualnie, bo zima już drugi raz w tym roku zaskoczyła drogowców.
Ja się nie udaję, więc wybieram opcję B i udaję się w stronę mostu Poniatowskiego do tramwaju. Decyduję się wsiąść w jeden z grupowo przyjeżdżających 25. Niestety, tramwajem docelowym jest dla mnie 22. Wysiadam na przystanku Kijowska. Przyjeżdża 6 tramwajów 26 plus kilka innych, 22 brak. Telefon już nastawiam na numer, pod którym odwołam wizytę u dentysty. Czekam 30 min. Ciągle pada, mokry szalik, buty, torba. Osiągam powoli stan przedzawałowy. Wszystko. Nie jest dobrze. Ale oto jest upragnione 22! Teraz wolno, wolniutko jedzie do przystanku. Brnie, biedactwo, przez zaspy po zamarzniętych torach. Wypadam w szale na docelowym przystanku. Nie ma chodnika, jest zaspa. Wpadam spóźniona, ale udaje się.
W przyszłym roku rozważam kupno sani. Liczę też na rozwój badań nad teleportacją.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

O czym nie napisałam w 2009

poniedziałek, 4 stycznia 2010 0
Z 2009 już tylko proch i pył zostały.


Na Praszce wiele się zmienia, a ja jakoś nie miałam czasu, żeby napisać o wszystkim. No to takie małe podsumowanie.
Jeszcze jesienią Urząd m.st. Warszawy wywiesił na jednym z budynków przy 11 Listopada plakacik zachęcający do praskich lokalizacji. Czego tam nie było? Mój ulubiony zakład fryzjerski z właścicielką ogarniętą malarską pasją, na którym widnieje szyld: Strzyżenie tylko głowy. Sens Nonsensu, czyli ulubiony pub z grzanym winem z malinówką, które działa okrutnie szybko i podstępnie. Dzięki niemu na jeden wieczór stałam się Panem Gumą, którego figurka przygarbiona stoi na rogu Czynszowej i Stalowej. Wczoraj byliśmy go poklepać po okrągłych plecach.
Efektem starań nie tylko szanownego urzędu było z pewnością pojawienie się... pierwszego na 11 Listpada sex shopu, który rozpoczął ostatnio sprzedaż "rozweselaczy". Brawo! Sukces pełną gębą. Czekamy jeszcze na kebaby i studia tatuażu z rogu Zielnej i Królewskiej. Gdzieś się biedaczki przecież przenieść muszą, a tu potencjał jest.
Nie napisałam też o wyburzanej zajezdni tramwajowej. Ale może zaliczę to do kategorii: "nie piszemy o...", bo tu już naprawdę ręce opadają. Podobnie jak w przypadku wielu praskich kamienic, które chyba mają tworzyć "klimat", bo do celów mieszkaniowych za chwilę nie będą się nadawać na bank.
Nie napisałam też o wspaniałych ozdobach kamiennych stworzonych przez tę pracownię http://www.kamienikon.jaaz.pl/page/article/28 Jedna z nich jest przy Siedleckiej, a druga, dziewczynka z kwiatkami, przy Równej.
Nie napisałam też o mieszkańcach z ulicy Stalowej, którzy stworzyli taką stronę: http://www.stalowa.warszawa.pl/news.php Fajnie by było, gdyby więcej ulic praskich miało swoje strony, jest tutaj tyle ciekawych miejsc.
Nie napisałam o praskich zwierzętach, żyrafie przy zoo, i żubrze w parku Praskim, ale przyjdzie na nie czas.
Chciałam napisać o nowym klubie o skomplikowanej nazwie http://przestrzeninzynierska3.blogspot.com/
Bo wczoraj miałam tam być pierwszy raz, a tu wrota zamknięte. No i znowu wylądowaliśmy w Sensie Nonsensu. No i zapomniałam, że moim ulubionym ciastkiem jest marlenka, którą w SN można zjeść. O!
I jeszcze o tym, że mamy nowych sąsiadów, z czego się cieszę. I że raz nawet było sąsiedzkie spotkanie w piekarni Oskroba, w której robią najlepszy na świecie chleb "wiejski". I to też warto wspomnieć.
Ale o tym wszystkim i jeszcze o innych rzeczach napiszę już w 2010.
 
◄Design by Pocket, BlogBulk Blogger Templates. Distributed by Deluxe Templates